Dzień drugi. Podekscytowana wczorajszym pierwszym postem i zmotywowana do działania pisanie publikacji rzuciłam na pierwszy ogień. Myślę sobie - "no, teraz to już nie ma odwrotu! Publicznie przyznałam się, że ze mnie leń śmierdzący, to teraz wreszcie trzeba zacząć działać, a nie biadolić". Komputer otwarty na stole, dzieci nie ma w domu, prania więcej nie zmieści się na kaloryferach - piszę! Plik z publikacją zawiera 6 stron tekstu. Przeczytałam wszystko raz jeszcze. Nie jest źle... Sprawdziłam na czym skończyłam i co dalej. Napisałam brakujące w kontekście tego akapitu 2 zdania. Odnalazłam publikacje, które w tym przypadku chciałam zacytować. I co się okazało? Ze moja 30-dniowa wersja próbna EndNote wygasła jakieś 60 dni temu! Nie poddaję się jednak, bo przecież program mimo to działa. W ograniczony sposób ale działa. Niestety, można korzystać jedynie z zapisanej bazy danych. Nie można dodać do bazy nowych cytowań. Ale walczę mimo to. Jest darmowa wersja online! A w niej c