Przejdź do głównej zawartości
Kolejne dwa tygodnie zleciały, jak z bicza strzelił!
Na szczęście poprawiłam te moje ostatnie wypociny i zaniosłam promotorowi. Wiedziałam, że szykuje się gorący urodzinowy okres. Mój maleńki synus kończy 6 lat. Trzeba było zorganizować imprezkę urodzinową dla pierwszaków. Pech chciał, że w weekend, w który zaplanowałam owe wydarzenie, odbywał się również Cake Festival. Możecie się domyślić, że zamówienie ładnego tortu graniczyło z cudem. Napisałam do kilku pań zajmujących się pieczeniem na zamówienie, za każdym razem słysząc w odpowiedzi, że akurat w ten weekend są na festiwalu. :( No i co tu robić?! Trzeba nauczyć się zrobić ciacho! Syn wymarzył sobie tort tęczowy. Z dwojga złego nie najgorzej, bo trzeba "tylko" upiec kolorowe placki, i  później przełożyć je śmietaną. Próbny tęczowy tort powstał na urodziny - te w dacie- kiedy to przyjechali ciocie i dziadkowie. Jeśli by coś nie wyszło, oni zawsze zrozumieją :) Dekorowanie niestety to nie moja najlepsza strona, wiec torcik został przyozdobiony wiórkami czekolady oraz poukładałam na nim różne czekoladowe słodkości. :) Tak tak, dołączę zdjęcie na dole, abyście mogli sami ocenić :D
Na urodziny niedzielne również musiałam tort stworzyć. Nauczona doświadczeniem uznałam, że ten będzie nieco niższy (poprzedni miał 5 placków) - 3 blaty, przełożone śmietaną z większą ilością owoców. Za dekoracje na szczęście zabrał się sam solenizant więc wspólnymi siłami zrobiliśmy torcik. Pogoda na zabawę, była wręcz wymarzona. Całość imprezy odbywała się na świeżym powietrzu, chętnie więc siedziało nam się z innymi rodzicami kiedy to nasze dzieci oddawały się szalonej zabawie w Indian! Urodziny zakończone a w poniedziałek znów impreza w szkole. Pasowanie na ucznia. Ledwie wróciliśmy do domu a już musiałam zabrać się za pranie i prasowanie koszuli. Sama uroczystość trwała niedługo, jednak wszystko było bardzo podniosłe, aby dzieci zapamiętały tak ważną rzecz - odtąd byli przecież pełnoprawnymi uczniami.
I tak się to wszystko złożyło, że te kilka dni wybiły mnie z mojej pracy. Siadam więc dziś - w kolejną niedzielę i zastanawiam się jak się zabrać za to moje pisanie :)
Do opracowania mam jeszcze sporo wyników, oraz przygotowanie rysunków, które chcę zamieścić w pracy. Ale najchętniej usiadłabym przed telewizorem i się trochę "pobyczyła".
Nieskromnie jeszcze dodam, że wbrew moim obawom, promotor z mojej cząstki pracy był zadowolony. Zaproponował także publikację w przyzwoitym czasopiśmie, co mnie bardzo ucieszyło. Niestety na kolejne efekty czeka już pod koniec miesiąca, który to po prawdzie nadchodzi nieubłaganie!
Biorę się do pracy.

MaMa doktorankta


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Działanie!

Kolejny miesiąc mojej literackiej posuchy. Kolejne wpatrywanie się w zapisane dotąd karty, w otwarte publikacje. I nic. W środę Leon wrócił ze szkoły z pryszczem na nodze. Nie przejęłam się za  bardzo – w końcu to tylko jeden mały pryszcz. To, że był swędzący nie dało mi nic do myślenia. W końcu i tak się zdarza. W czwartek chrostek pojawiło się już więcej a w piątek byliśmy już pewni, że to ospa. OSPA! Nigdy nie miałam, więc się nieco boję. O siebie. O syna też, ale jak już ma to będziemy smarować, jakoś to przeżyje! Sęk w tym, ze ta ospa pojawiła się 10 dni od szczepienia. Chciałam być taka mądra, zapobiegawcza i zanim przejdzie fala ospy w szkole, zaszczepiłam obu synów. W końcu mama – naukowiec. Szczepienie nie było bolesne, gdyby nie to, że płatne. No ale nic, stało się. Spędzimy następne trzy tygodnie w oczekiwaniu na wysypkę u pozostałych członków rodziny. Tzn mnie – bo jako dziecko ospy nie przechodziłam, i młodszego smyka, zaszczepionego w tym samym dniu. Ostatni z rodzi

Pierwsza klasa

I co tu dużo gadać. Do weekendu udało mi się skutecznie zawalczyć z EndNote'em i uzupełnić bazę publikacji. Jak również zastosować ją w swojej pracy. Nie jest to szaleństwo, bo raptem napisałam kilka ( do 5) linijek tekstu. Weekend przeznaczony na aktywności z dzieciakami, które to w tym okresie bardzo tego potrzebują. Mały ma prawie 1,5 roku a starszy za kilka dni skończy 6 lat. W tym roku poszedł jednak do pierwszej klasy i sporo czasu kosztuje nas rysowanie szlaczków i pilnowanie, aby wszystko było zrobione do wieczora. W czwartek szlaczki mnie po prostu przerosły!! Odebrałam dziecia wcześniej, co by mieć chwilę, kiedy nie ma młodszego i całą uwagę skupić na starszym. Mały jest tak zainteresowany, co starszy robi, że nie da się go utrzymać z dala od pokoju w którym tamten odrabia lekcje. Zamknięte drzwi pogarszają sprawę, gdyż to jakby jeszcze bardziej mobilizuje młodego aby, za wszelką cenę, wejść do środka. Później stara się a to zabrać starszemu zeszyt, a to pogrzebie