Przejdź do głównej zawartości

leminiada z bananem i marchewką

"Gdy życie daje ci cytryny, zrób sobie lemoniadę..."

to powiedzenie zapoczątkowane przez Elberta Hubbara stało się w Ameryce przysłowiem.
I tak codziennie staram się je sobie przypominać i dostrzegać pozytywy ale nie jest to łatwe. Nie jest łatwe, gdy dziecko wywali na podłogę wszystkie, pozbierane przez Ciebie zabawki. Pozbierane po raz kolejny! Gdy twoje plany, choćby wizyta u kosmetyczki, zostają unieważnione bo Twój partner ma inne, ważne zawodowe plany, które zmieniły mu się od Waszej ostatniej rozmowy tylko nie pomyślał aby Cie o nich poinformować i to właśnie Ty musisz zostać z chorym dzieckiem. Swoją drogą, warto poruszyć następnym razem temat, że to zwykle kobiety muszą zrezygnować z siebie dla macierzyństwa. Nie chodzi tu o kwestię wyjścia do kosmetyczki. Ale o symboliczne znaczenie tej sytuacji. Była umowa, na wizytę czeka się od tygodnia, dzień wcześniej wszystko pasuje a o 21 dnia poprzedzającego już nie. "To są twoje największe problemy? Że nie możesz iść do kosmetyczki?" Ironizować można, ale daje to odwrotny efekt. Podkreśla tylko, że każdy Twój plan to nic w porównaniu do "JEGO" pracy. Albo EGO. Na prawdę ważne jest również poruszenie kwestii finansowania doktorantów. Gdyby nie to, że nie zarabiam, miałabym może kartę przetargową w tym boju. A tak, muszę podkulić ogon bo przecież PAN I WŁADCA przynosi do domu kasę, buduje dom, a później wydziela, co łaska. Złość wczorajszej rozmowy jeszcze we mnie siedzi, choć wiele nie zostało poruszone i pewne kwestie zostaną jeszcze na trochę zakopane.
Ale wracając do słów tytułowych, bardzo bym chciała zrobić tę lemoniadę.
Niestety wiemy, że pisanie doktoratu/publikacji to nie łatwa sprawa. Z dzieckiem na kolanach jeszcze trudniejsza. Zabrałabym się za "bycie dobrą mamą". Ale to też mi nie wychodzi. Przez całą tą złość na sytuację w której jestem. Bycie zależną, spędzającą cały dzień w towarzystwie moich dzieci, sprawia tylko, że i na nich jestem zła. O porządek, który tak chciałabym utrzymać, o to że ciągle nie wyrabiamy się z zadaniami, kąpaniem, spaniem w określonym czasie. Jestem tym wszystkim zmęczona. A najbardziej tym, że nie mam czasu dla siebie! Choć przecież mam, od 22 do 7 :)

Ok. Robimy tę lemoniadę.
Nieporządek opanował także moją kuchnię. Dzieciaki dostały na mikołaja sporo owoców ale zostało jeszcze sporo bananów, które już bardzo dojrzały. Idąc za słowami "dobry kucharz i z niczego zrobi coś dobrego" - przeszukuję internet w poszukiwaniu przepisu na ciasto bananowe. Dysponuję dwoma jajami, mąką, olejem, proszkiem do pieczenia i sodą. O dziwo znalazłam przepis który mnie zainspirował. Znajdziecie go tutaj. Moje dzieci bardzo lubią ciasto marchewkowe, więc to połączenie może okazać się idealne.
Ścieram szybko marchewkę, gniotę banany. Zaczęłam nieco modyfikować przepis (zamieszczę ilość użytych przeze mnie składników poniżej). Dodałam więcej mąki, sypnęłam nieco płatków owsianych i siemienia lnianego (miałam mielone). Z cukru miałam zrezygnować, bo banany były dojrzałe ale ostatecznie sypnęłam kilka łyżek. Przygotowanie proste, nie trzeba nawet włączać miksera. Chyba największym wyzwaniem jest starcie marchewki :P Jaja z olejem, następnie z marchewką i bananami dodaję do mąki i reszty sypkich produktów. Mieszam aż się połączy i wylewam do formy. Gotowe. Wszystko ładujemy do nagrzanego piekarnika (u mnie to 150'C ) i pieczemy do tzw. suchego patyczka.
Zapach słodyczy i cynamonu rozchodzi się po całym domu. Koi nerwy. Jeszcze tylko kawusia do tego zestawu i moja lemoniada gotowa :)
Odrobina przyjemności a tak cieszy. No i jaki pożytek - banany się nie zepsuły a zostały idealnie wykorzystane :)

Poruszyłam tu dziś kilka wątków które dobrze by było kontynuować w następnych wpisach.
A Wam co ostatnio doskwiera? Może macie jakiś dobry przepis do podzielenia się. Ale warunek: musi być łatwy! i szybki!


pozdrawiam
MaMa doktorantka





Obiecany zmodyfikowany przepis:
 
ok 350 g mąki pszennej
szklanka płatków owsianych błyskawicznych (tyle mi zostało)
łyżeczka sody
łyżka proszku do pieczenia
1 starta na dużych oczkach marchewka
3 dojrzałe banany
2 jajka (moje były małe raczej)
100g (szklanka) oleju ale później dolałam jeszcze trochę do odpowiedniej konsystencji (myślę że może być 150 jak w przepisie)
łyżka cynamonu
trochę startej skórki pomarańczowej (suszonej)
łyżeczka olejku pomarańczowego

Banany pogniotłam widelcem, marchewkę startą na grubych oczkach dodałam do bananów. Mąkę połączyłam z płatkami owsianymi, dodałam sodę, cynamon, proszek do pieczenia. Na tym etapie proponuję dodać cukier. Wszystkie sypkie wymieszać razem. Olej i jajka połączyłam mieszając widelcem (roztrzepując). Mieszaninę oleju i jajek wlałam do sypkich, następnie do tego "gluta" dodałam banany i marchew. Wszystko mieszamy. Po chwili robi się taka już bardziej lejąca masa. Jeśli nie, to trochę oleju można dodać, albo jajko kolejne. Kiedyś próbowałam i tak i tak, do innego ciasta. A nawet można trochę nowego banana. Chodzi o to aby rozluźnić atmosferę :) Przelałam wszystko do keksówki takiej długiej na 30cm. Można było podzielić na 2 mniejsze lub też wylać do tortownicy. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika (150'C) i włączyłam timer na 45 min. Po tym czasie ciasto było jeszcze kleiste w środku, co sprawdziłam patyczkiem od szaszłyka. Ponieważ ciasta było dużo, dałam mu jeszcze 20 min pieczenia. W środku musi być suche. Kiedy ciasto się upiekło, wyjęłam je z blachy i pozwoliłam mu ostudzić się na kratce. Do tego zestawu zaparzyłam kawkę i delektowałam się swoją dzisiejszą "lemoniadą" akurat w czasie drzemki młodego :)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Działanie!

Kolejny miesiąc mojej literackiej posuchy. Kolejne wpatrywanie się w zapisane dotąd karty, w otwarte publikacje. I nic. W środę Leon wrócił ze szkoły z pryszczem na nodze. Nie przejęłam się za  bardzo – w końcu to tylko jeden mały pryszcz. To, że był swędzący nie dało mi nic do myślenia. W końcu i tak się zdarza. W czwartek chrostek pojawiło się już więcej a w piątek byliśmy już pewni, że to ospa. OSPA! Nigdy nie miałam, więc się nieco boję. O siebie. O syna też, ale jak już ma to będziemy smarować, jakoś to przeżyje! Sęk w tym, ze ta ospa pojawiła się 10 dni od szczepienia. Chciałam być taka mądra, zapobiegawcza i zanim przejdzie fala ospy w szkole, zaszczepiłam obu synów. W końcu mama – naukowiec. Szczepienie nie było bolesne, gdyby nie to, że płatne. No ale nic, stało się. Spędzimy następne trzy tygodnie w oczekiwaniu na wysypkę u pozostałych członków rodziny. Tzn mnie – bo jako dziecko ospy nie przechodziłam, i młodszego smyka, zaszczepionego w tym samym dniu. Ostatni z rodzi

Pierwsza klasa

I co tu dużo gadać. Do weekendu udało mi się skutecznie zawalczyć z EndNote'em i uzupełnić bazę publikacji. Jak również zastosować ją w swojej pracy. Nie jest to szaleństwo, bo raptem napisałam kilka ( do 5) linijek tekstu. Weekend przeznaczony na aktywności z dzieciakami, które to w tym okresie bardzo tego potrzebują. Mały ma prawie 1,5 roku a starszy za kilka dni skończy 6 lat. W tym roku poszedł jednak do pierwszej klasy i sporo czasu kosztuje nas rysowanie szlaczków i pilnowanie, aby wszystko było zrobione do wieczora. W czwartek szlaczki mnie po prostu przerosły!! Odebrałam dziecia wcześniej, co by mieć chwilę, kiedy nie ma młodszego i całą uwagę skupić na starszym. Mały jest tak zainteresowany, co starszy robi, że nie da się go utrzymać z dala od pokoju w którym tamten odrabia lekcje. Zamknięte drzwi pogarszają sprawę, gdyż to jakby jeszcze bardziej mobilizuje młodego aby, za wszelką cenę, wejść do środka. Później stara się a to zabrać starszemu zeszyt, a to pogrzebie
Kolejne dwa tygodnie zleciały, jak z bicza strzelił! Na szczęście poprawiłam te moje ostatnie wypociny i zaniosłam promotorowi. Wiedziałam, że szykuje się gorący urodzinowy okres. Mój maleńki synus kończy 6 lat. Trzeba było zorganizować imprezkę urodzinową dla pierwszaków. Pech chciał, że w weekend, w który zaplanowałam owe wydarzenie, odbywał się również Cake Festival. Możecie się domyślić, że zamówienie ładnego tortu graniczyło z cudem. Napisałam do kilku pań zajmujących się pieczeniem na zamówienie, za każdym razem słysząc w odpowiedzi, że akurat w ten weekend są na festiwalu. :( No i co tu robić?! Trzeba nauczyć się zrobić ciacho! Syn wymarzył sobie tort tęczowy. Z dwojga złego nie najgorzej, bo trzeba "tylko" upiec kolorowe placki, i  później przełożyć je śmietaną. Próbny tęczowy tort powstał na urodziny - te w dacie- kiedy to przyjechali ciocie i dziadkowie. Jeśli by coś nie wyszło, oni zawsze zrozumieją :) Dekorowanie niestety to nie moja najlepsza strona, wiec torcik