"Gdy życie daje ci cytryny, zrób sobie lemoniadę..." to powiedzenie zapoczątkowane przez Elberta Hubbara stało się w Ameryce przysłowiem. I tak codziennie staram się je sobie przypominać i dostrzegać pozytywy ale nie jest to łatwe. Nie jest łatwe, gdy dziecko wywali na podłogę wszystkie, pozbierane przez Ciebie zabawki. Pozbierane po raz kolejny! Gdy twoje plany, choćby wizyta u kosmetyczki, zostają unieważnione bo Twój partner ma inne, ważne zawodowe plany, które zmieniły mu się od Waszej ostatniej rozmowy tylko nie pomyślał aby Cie o nich poinformować i to właśnie Ty musisz zostać z chorym dzieckiem. Swoją drogą, warto poruszyć następnym razem temat, że to zwykle kobiety muszą zrezygnować z siebie dla macierzyństwa. Nie chodzi tu o kwestię wyjścia do kosmetyczki. Ale o symboliczne znaczenie tej sytuacji. Była umowa, na wizytę czeka się od tygodnia, dzień wcześniej wszystko pasuje a o 21 dnia poprzedzającego już nie. "To są twoje największe problemy? Że nie możesz iś
Kolejny miesiąc mojej literackiej posuchy. Kolejne wpatrywanie się w zapisane dotąd karty, w otwarte publikacje. I nic. W środę Leon wrócił ze szkoły z pryszczem na nodze. Nie przejęłam się za bardzo – w końcu to tylko jeden mały pryszcz. To, że był swędzący nie dało mi nic do myślenia. W końcu i tak się zdarza. W czwartek chrostek pojawiło się już więcej a w piątek byliśmy już pewni, że to ospa. OSPA! Nigdy nie miałam, więc się nieco boję. O siebie. O syna też, ale jak już ma to będziemy smarować, jakoś to przeżyje! Sęk w tym, ze ta ospa pojawiła się 10 dni od szczepienia. Chciałam być taka mądra, zapobiegawcza i zanim przejdzie fala ospy w szkole, zaszczepiłam obu synów. W końcu mama – naukowiec. Szczepienie nie było bolesne, gdyby nie to, że płatne. No ale nic, stało się. Spędzimy następne trzy tygodnie w oczekiwaniu na wysypkę u pozostałych członków rodziny. Tzn mnie – bo jako dziecko ospy nie przechodziłam, i młodszego smyka, zaszczepionego w tym samym dniu. Ostatni z rodzi